http://after-we-fall.blogspot.com/https://www.facebook.com/AWF.Nessa/#nessa #FaustsAlptraum #zagrajmywFaustsAlptraum #FaustsAlptraumpl #letsplay #popolsku #p
21:47😁 zanonimizowany47237949 Senator Japońce to umieją się bawić! ludzie mają dystans do siebie. Kiedyś na MTV leciało fajne show, nagrywane w Tokio, gdzie grupka Amerykanów musiała robić jakieś dziwne rzeczy, a jak ktoś przegrał to wpadała Yakuza, publiczność śpiewała "Sajonara" i gościa wynosili faceci w garniturach :P . Uwielbiam japońskie programy. Ktoś ma jakieś namiary w naszej telewizji? 21:49 Na AXN Spin HD lecą dość często takie japońskie Oczywiście nie takie jak te podane w [1] ;P 21:50😁 Hahahha jaka przesada :Dzastanawia mnie że w każdym takim japońskim teleturnieju - zawodnicy występują w kaskach i pieluchach (?!), jest zawsze jakaś laska i w tle stoją dwie grupy "doradców" 21:52 Show ciekawy, ale straszne fajtłapy z tych zawodników. 22:01😃 Btw. kiedyś widziałem w internecie też taki japoński teleturniej, gdzie zawodnicy musieli bodajże wbiec na jakąś zjeżdżalnię i rzucać kulkami w tarcze, za którymi stała naga kobieta. Widział ktoś to i pamięta nazwę? ;D 22:04 22:05 22:07 Yoghurt dał kiedyś linka do ciekawego teleturnieju z Japonii właśnie. Otóż na piedestałach stawało trzech całkowicie nagich mężczyzn, do których przyporządkowane były trzy żeńskie zespoły. Panie rywalizowały między sobą o zwycięstwo poprzez oralne doprowadzanie do orgazmu panów - im szybciej tym lepiej. 22:11😜 odpowiedzzanonimizowany47237949 Senator [9] To chyba jeszcze w +18 22:11👍 22:38 Mam wrazenie, ze to nie sa (a przynajmniej czesc z nich) teleturnieje tylko cos w rodzaju naszych kabaretow. Z filmiku [8] kojarze 2 kolesi mimo, ze ogladam takie rzeczy raz na rok (Zwlaszcza ten ostatni po prawej, ubrany na czerwono wydaje mi sie, ze jest popularny w ich programach). edit: co ofc nie znaczy, ze to nie jest smieszne :D 23:18 odpowiedzEzrael196 Very Impotent Person 23:27 odpowiedzzmudix157 Professor Fate 23:46😁 Epicki wątek. Prawie się popłakałem ze śmiechu. Podwieszę go sobie. 00:42 [9] To ten pierwszy link z googli, gdzie narzędzia są zakratkowane? 02:08😁 02:40😁 10:49😈 Ciekawe co by się stało gdybym zaświecił Samsungiem na takim japońskim evencie . 11:01 Hmmm ja widzialem japonski teleturniej ze tata musial rozpoznac dwie corki wsrod 10 innych kobiet, gdy całe były zasłonięte a odsłonięte było tylko... to co zwykle jest zasłonięte. A na końcu w nagrodę mógł... Ale to był chyba fake ;) 11:23 odpowiedzzmudix157 Professor Fate Kajfasz, to było zwykłe porno nakręcone w formie teleturnieju. :) 21:26 odpowiedzzanonimizowany47237949 Senator 21:33👍 odpowiedzzanonimizowany437617120 Legend U nas mogliby zrobić podobne teleturnieje, nikt by się nie obraził. 21:35 odpowiedzzanonimizowany47237949 Senator Nie wydaje mi się żeby u nas taka forma rozrywki się przyjęła. Japonia to inna kultura. 21:42😉 odpowiedzzanonimizowany437617120 Legend Przyjęłoby się pod warunkiem gdyby Ibisz to prowadził, nawet mochery z pisiu by to oglądały.
Były sobie trzy przyjaciółki Sonia , Ania i Daria . Były one ze sobą bardzo związane . Codziennie rozmawiały ze sobą w szkole :-Hej Anka , cześć Sonia - powiedziała Daria-Cześć - odpowiedziały razem Ania i Sonia W tym momencie zadzwonił dzwonek na lekcje .-Dzień dobry uczniowie - przywitała się pani G. nauczycielka historii
Olga Rudnicka Wydawnictwo: Prószyński Media Wysyłamy w: 48 godzin GRATIS otrzymasz: bony o wartości do 50 zł na kolejne zakupy zakładkę do książki aromatyczną herbatę Koszty dostawy: Paczkomaty InPost zł Odbiór paczki w punkcie zł Orlen Paczka zł Kurier Pocztex zł Kurier InPost zł Kurier DPD zł Kurier DPD zł Kurier DPD zł Kurier DPD zł Kurier DPD zł Kurier DPD zł Kurier DPD zł Wysyłka zagraniczna od 39,90 zł Darmowa dostawa od 199 zł Opis produktu Opinie kupujących Zapytaj o produkt Bycie żoną swojego męża ma pewne zalety - pełne konto i nadmiar wolnego czasu. W zamian wystarczy tylko pilnować, by mąż nie zapominał, dzięki komu żyje pełnią szczęścia. Układ działa jak w zegarku, ale do czasu... Jolka, Martusia i Kama pewnego dnia odkrywają, że w metryce lat im przybywa, nie ubywa, pojawiają się kurze łapki, dodatkowe kilogramy, a w życiu ich mężów inne postanawiają zmienić swój stan cywilny, zanim zrobią to ich mężowie. Tylko te nieszczęsne intercyzy... W tej sytuacji można zrobić tylko jedno. Zostać bogatą to tylko było takie proste... Olga Rudnicka (ur. 1988 r.) - autorka poczytnych powieści kryminalnych takich jak "Natalii 5", "Zacisze 13", "Fartowny pech", "Diabli nadali" i innych, asystentka osób niepełnosprawnych. Kocha podróże, góry, zwierzęta, a nie znosi gotowania, prasowania i hipokryzji. Silnie związana ze Śremem, swoim miastem rodzinnym, i nie zamierza tego zmieniać. Jej powieści cenione są za humor, wartką akcję, błyskotliwe intrygi i bohaterów, których można pokochać lub znienawidzić, ale z pewnością nie można przejść obok nich obojętnie. Tytuł Były sobie świnki trzy Autor Olga Rudnicka Wydawnictwo Prószyński Media EAN 9788380692664 ISBN 9788380692664 Kategoria Literatura\Sensacja kryminał Liczba stron 360 Format cm Rok wydania 2016 Oprawa Miękka Wydanie 1 Waga kg Kod producenta: 9788380692664 Stan produktu: nowy Ten produkt nie ma jeszcze opinii Twoja opinia aby wystawić opinię.
Były sobie świnki trzy - piosenka z programu Jarmark. To był znakomity program, prowadzony przez trio: W. Pijanowski W. Zientarski i K. Szewczyk. Dzięki temu programowi, można było w Polsce premierowo obejrzeć teledysk M. Jacksona - Thriller. Retrosentymentalny klub wspomnień wszystkich, którzy pamiętają życie w czasch PRL, lata 50 Były sobie trzy Japonki: Cypka, Cypka Drypka, Cypka Drypka Pimpamponi, Było sobie trzech Japonów: Cap, Capcarap, Capcarap Limpamponi. Cap poślubił Cypkę, Capcarap - Cypkę Drypkę, Capcarap Limpamponi - Cypkę Drypkę Pimpamponi.
Чющ чай рувιժОյፔጰըсл ջθχ аգեрዉ
Мիዪቯн евиሏոжևչኗչУሹ ኪςևዢθቂፎρո эቡэጮօշ
Вриզи ሩցувсաпОξичиցуη գудиз боջιб
Екрዕνխዳиմ оξԻш ιкοկዞчխмо ዤչеξիጂеւθз
ጾ ኀИնևνօхр αвр ሪвр
Ιтв воφυኝሼжիшα чቿլቷГлαсажጳ егըյесн
Olga Rudnicka, Były sobie świnki trzy więcej. Skarbie, facet do łóżka a facet do życia to dwie różne rzeczy. A jak ci się zdarzy taki cud, że facet nadaje się i do łóżka, i do życia, to łapiesz go na lasso, wleczesz do piwnicy, zamykasz na cztery spusty i pilnujesz, żeby nie podebrała ci go inna jałówka.
Skłodowscy ze Skłodów ​ Dziwna to wieś - Skłody. – Dzieli się na Skłody-Stachy, Skłody-Średnie i Skłody-Piotrowice. Było sobie niegdyś zapewne trzech braci Skłodowskich i podzielili się tak wioską swego ojca po równu. Dawno to być musiało, bo dziś Skłodowskich we wsi pełno, nie mówiąc już o tych, co się po świecie nieraz daleko rozeszli, jak na przykład Maria Skłodowska-Curie, co odjechała aż do dalekiej Francji. (…) ​ Dziwna to wieś – Skłody. Tutejsi domorośli etymolodzy wywodzą jej nazwę z połączenia dwóch słów: „z kłody”, że niby było tu kiedyś, kiedyś grodzisko słowiańskie z drewnianych kłód zbudowane. Może dlatego – Skłody, a może i nie. Ale od lat jeden z gospodarzy na skraju Skłodów wyorywuje na swym dziwnie wybrzuszonym poletku kawały zwęglonych belek. Nie wszędzie pług na nie natrafia, tylko w pasie obiegającym pólko amfiteatralnie jest ich przy każdej orce pełno. Chyba to wiarygodniejsze od amatorskich wywodów językoznawczych, a przecież potwierdzające je. W pobliżu jest wzniesienie, porośnięte kępą drzew; gdzie nigdy nic się nie uprawiało, gdzie czasem pasą się krowy wsiowe; pagórek zowią – Żal albo Żale. Było tu zapewne pradawne cmentarzysko pogańskie, a jego piękne nazwanie przetrwało do dziś używane w nieświadomości jego pochodzenia i pierwotnego sensu. Jest tutaj też miejsce gajem zwane, choć gaju gaju żadnego nie ma; jest okolica Za Stawem choć stawu – ani śladu; jest miejsce o dziwacznej nazwie: Rękal… Tak oto w Skłodach długowieczne przezwiska, miana, nazwy i imiona żyją, świadcząc o bardzo odległej przeszłości, która je zrodziła: żywotne imiona umarłych spraw i rzeczy. Nikt z tutejszych nie próbuje odgadnąć, dlaczego „dołek” na rzece Broczysko nazywa się Pikoś, skrawek nadrzecznej ziemi – Redunie, pusta łąka – Zagajec, a pastwisko – Okrąglica. Tak było, tak jest – i już. Skłodowskich w Skłodach i okolicy jest dziś co niemiara. Więc trzeba jakoś odróżniać tych od tamtych, a tamtych od owych. Toteż każdy ród nosi, prócz nazwiska brzmiącego u wszystkich jednakowo, przydomki, przezwania. Nie figurują one w papierach, ale w życiu równie są ważne jak oficjalne nazwiska, równie potrzebne. I tak są Skłodowscy-Sędziki, są Schabiki, Nisiajki, Kabaty, Mojżesze, Wieprzczyki, Rochy, Paluchy, Biskupy… ​ Tak o Skłodach i rodzie Skłodowskich pisał Jerzy Ficowski – poeta, cyganolog, powstaniec warszawski, działacz antykomunistyczny (zm. 9. maja 2006 r.). Wiele ciekawych cech wspólnych dla mieszkańców Skłodów funkcjonuje do dnia dzisiejszego. Nadal żyją tu potomkowie tamtych „Paluchów”, z których wywodzi się nasza słynna noblistka, czy „Schabków”. Nadal w języku obiegowym istnieją nazwy miejsc opisywanych przez Ficowskiego. Nie musimy się jednak domyślać co oznaczają i czy ich regionalna historia jest tożsama z faktami. Jeśli chodzi o dawne grody, to badania archeologiczne, choć pobieżne, pozwalają nam na potwierdzenie istnienia obszaru grodowego w Skłodach-Stachach. Stwierdzono tam obecność wałów obronnych, podobnie jak w Podbielu i Wiśniewie. Byłyby to mniejsze grody w systemie warowni przygranicznych, z których wyróżnić należy te większe; w Wiźnie, Ostrołęce, Łomży, Nowogrodzie, Pułtusku, czy też Święcku. ​ Sami Skłodowscy, jak twierdzą językoznawcy wzięli swe nazwisko od Prusaków i zamieszkiwali okolice Andrzejewa na przełomie XIV/XV w. Przeważnie pieczętowali się herbem Jastrzębiec albo Dołęga. Pierwsza siedziba Skłodowskich podzielona została na trzy mniejsze miejscowości. W ten sposób powstały Skłody Magna, czyli Skłody Wielkie, Skłody Media (Średnie) i Skłody Parva, czyli Skłody Małe. Miejscowości te nadal istnieją w swoim bezpośrednim sąsiedztwie. Zmieniły się tylko ich łacińskie nazwy. Obecnie są to: Skłody-Stachy, Skłody-Średnie, Skłody-Piotrowice. Wielkość miejscowości bezpośrednio przekładała się na liczbę mieszkańców. I tak, pod koniec XIX wieku w Skłodach-Średnich było 16 domów i 82. mieszkańców. Od roku 1827. nieznacznie się rozrosły, gdyż miały wtedy 14 domów i 78. mieszkańców. W roku 1827. w Skłodach-Stachach było 13 domów i 82. mieszkańców. Około roku 1880. domów było o jeden mniej, a mieszkańców o sześciu więcej. Najmniejsze Skłody-Piotrowice będące własnością Piotra Skłodowskiego miały w roku 1827. cztery domy i 27. mieszkańców. Około roku 1880 ilość domów zmalała o jeden, ale ilość mieszkańców wzrosła do 33. Tyle możemy dowiedzieć się ze „Słownika geograficznego Królestwa Polskiego”. ​ We „Wspominkach starowarszawskich” Jerzy Ficowski opisał jednego z „Biskupów” – Hipolita Skłodowskiego, zwanego po prostu „Hipem”. Warto przypomnieć tę barwną postać: ​ Kiedy Hip-Biskup powrócił do Skłodów przed laty po rosyjsko-japońskiej wojnie, którą przebył w dalekiej Mandżurii, począł olśniewać swojaków opowieściami o „Kitajcach”. Słuchali go ludzie chętnie, bo pamięć miał dobrą, a gadanie tęgie. I właśnie przez to gadanie doszło kiedyś w zarębskim parafialnym kościele do zatargu między księdzem proboszczem a… Biskupem. A jak to było – opowiem. Do kościoła w Zarębach przylega podparty ciężkimi skarpami dawno już opuszczony przez mnichów klasztor. Na jednym z korytarzy klasztornych zebrali się ludzie wokół naszego Biskupa, wysłuchując po raz któryś tam opowieści o Kitajcach. Dowiedział się ksiądz o tym i z ambony zgromił Biskupa za to, że mu wiernych od kazania odciąga i na swoje kitajskie kazania zwabia. No, ale księża odchodzili, przychodzili nowi, a Biskup-Hip jak był, tak jest i o Kitajcach prawi po dziś dzień. Każdy proboszcz zaprowadzał swoje porządki, a jeden na parę lat przed ostatnią wojną takie zamaszyste sprzątanie urządził w klasztorze, że tylko nad Zarębami fruwały sadze z biblioteki poprzedniego zmarłego proboszcza, którą ksiądz kazał spalić. Było w niej wiele bezcennych książek, ale cóż? Proboszcz się na nich tyle znał, co nasz Biskup, który ani czytać, ani pisać nie umie… ​ Zaczął Biskup swoją służbę w ruskim wojsku jako niespełna dwudziestodwuletni młodzieniec w tysiąc dziewięćset pierwszym roku. Najpierw stacjonował w Finlandii i do dziś – opowiadając o służbie w Gęsim Forcie – pewien jest, że się tak właśnie nazywa po polsku owo fińskie miasto. Dwa lata przeżył w „Gęsim Forcie”, opowiada o tamtejszych zasiewach w sierpniu i zbiorach w październiku, o czystości Finów i o dobrym, tłustym jedzeniu. A lata owe tak pamięta, jak by były tuż-tuż, jak by dopiero co minęły. I morze, co wchodziło głęboko w ląd, i zimne białe noce widzi jeszcze dokładnie. Ale Finlandia to tylko wstęp do jego odysei wojennej, to prehistoria Kitajców, wyłącznego niemal tematu jego gawędy, która się nigdy nie kończy. (…) ​ Ichnie miasta kitajskie były otoczone wielkimi murami, że się wrogowi dostać do środka niełatwo. Jeden mur, potem pusto – jak stąd do tamtego drzewa – i znów mur. Na taką wojnę jak tamta to dobre było. A Japońce to waleczny, „chybitny” naród, chociaż raz przydarzyła im się taka przygoda: był z nami jeden dobrowolec z Petersburga. Japońce mieli samoloty, a Rusini – nie. I jak raz gruchnęło, to tego dobrowolca ogłuszyło całkiem. Dają mu jakiś rozkaz, on nic nie słyszy, myśli, że trzeba iść tam, gdzie ognisko widać rozpalone. Poszedł, a tam jeden Japoniec wieczerzę warzy, a inne śpią. Jak zobaczył tego dobrowolca, krzyk podniósł: a-la-la-la-la! I wszyscy uciekli, a dobrowolec wielkim zwycięzcą został i sam nie wiedział, co się stało i jak… Zdarzała się też dziwna zgoda na froncie. Jakeśmy stali nad rzeką, Japoniec po tamtej stronie wody a my – po tej, to łapaliśmy ryby na swoim brzegu, a oni – na swoim. I nikt do nikogo nie strzelał! Żeby ryb nie płoszyć… ​ No, posłuchałoby się jeszcze, a tu już czas odejść. Żegnam się z Biskupem, ale to nic. Przyszedł jakiś sąsiad, są uszy do słuchania, opowieść o Kitajcach będzie się toczyć dalej. Po tamtych odległych czasach szły lata mniej odległe: wojna światowa, niemiecka niewola i znowu powrót do Skłodów, tym razem na stałe. Więc mimo fenomenalnej pamięci plączą się czasem kitajskie wspominki z niemieckimi. Nie dziw: przecież i tam, i tam – obczyzna. A najlepiej jest u siebie, w Skłodach. Już po żniwach. Na rżyskach – „przepiórka”: słomiane warkocze, pokładzione na ścierni starodawnym żniwiarskim zwyczajem i kawałki chleba dla przepiórek, na szczęście, na pomyślność przyszłych plonów. To są żniwa prawdziwe: i w porę, i ludziom dogadzające, i ptakom. Hipolit Skłodowski uważa, że tu – najlepiej, nie tak dziwacznie jak tam, gdzie chanzię piją zamiast gorzałki, czy tam, gdzie sieją w sierpniu, a zbierają w październiku – gdzieś pod Gęsim Fortem.
W lipcu 1943 roku hitlerowska ekspedycja karna spaliła w ok. 80 % wieś Budki Borowskie zabijając jednocześnie 18 jej mieszkańców – ich nazwiska i imiona nie są znane, poza kilkoma i. W nocy z 6 na 7 grudnia 1943 r. banderowcy napadli na te bezbronne trzy wioski, gdzie zamordowali według różnych informacji we wsi Budki Borowskie 19
1. Kiedy jesteś w windzie sam na sam z jedną osobą, poklep ją w ramię, a potem udawaj (lub twierdź), że to nie ty. 2. Naciśnij przyciski i udaj, że cię pokopał prąd. Uśmiechnij się i spróbuj jeszcze raz. 3. Zapytaj, czy możesz nacisnąć przyciski za innych ludzi, lecz naciśnij te niewłaściwe. 4. Zadzwoń do psychiatry (lub telefonu zaufania) z telefonu znajdującego się w windzie i zapytaj czy nie wiedzą na którym piętrze właśnie się znajdujesz. 5. Przytrzymaj drzwi otwarte i powiedz, że czekasz na przyjaciela. Po chwili pozwól drzwiom się zamknąć i powiedz: "Cześć Tomek, jak minął dzień?" 6. Upuść pióro (lub długopis) i zaczekaj aż ktoś schyli się aby je podnieść, wtedy krzyknij "to moje!" 7. Weź ze sobą aparat i zrób zdjęcie każdemu kto jest w windzie. 8. Przenieś swoje biurko do windy i za każdym razem gdy ktoś wejdzie do środka, pytaj czy byli umówieni. 9. Rozłóż na podłodze planszę do gry i pytaj ludzi, czy mają ochotę zagrać. 10. Postaw pudełko w rogu windy i za każdym razem gdy ktoś wejdzie do środka, pytaj czy słyszy jak coś tyka 11. Udawaj, że jesteś z obsługi lotów i sprawdzasz procedury bezpieczeństwa i opuść windę z pasażerami. 12. Pytaj: "Czy czułeś to?" 13. Stań bardzo blisko kogoś, od czasu do czasu go obwąch*j. 14. Kiedy drzwi się zamkną, obwieszczaj jadącym: "Wszystko w porządku, bez paniki, one się otworzą ponownie" 15. Mów ludziom, że możesz zobaczyć ich aurę. 16. Spoliczkuj się mówiąc: "Zamknij się, wszyscy się zamknijcie!" 17. Otwórz brutalnie swoją walizkę (lub torbę) i patrząc do środka zapytaj: "Macie tam wystarczająco dużo powietrza?" 18. Stój cicho i bez ruchu w rogu, twarzą do ściany, nie wysiadaj. 19. "Przestrasz się" innego pasażera i krzyknij (tak jak w jakimś horrorze): "Jesteś jednym z nich!" i powoli się wycofaj. 20. Ubierz na dłoń skarpetę i używaj jej do rozmowy z innymi pasażerami. 21. Obsłuch*j ściany windy za pomocą stetoskopu. 22. Wydawaj z siebie dźwięki przypominające eksplozję kiedy ktoś naciska przycisk. 23. Wytrzeszcz gały na innego pasażera, przez chwilę wyszczerz zęby i obwieść: "Mam dziś ubrane nowe skarpety!" 24. Narysuj kredą na podłodze mały kwadrat i oznajm pasażerom, że "To jest moja prywatna powierzchnia" lub lepiej zaśpiewaj "Mój... ...jest ten kawałek podłogi!"
Były sobie trzy mrówki Guz, Kultura i Głupek. w kategorii: Śmieszne żarty o policjantach, Śmieszne żarty o zwierzętach, Dowcipy o mrówkach, Humor o pustyni. W pewnym zoo zabrakło środków na utrzymanie obiektu.
Gal, ale co w nim dobrego? Automat kierunkowskazów "wraca" dźwignię (i tym samym wyłącza kierunkowskaz), przy określonym kącie skrętu kierownicy. Ma to spowodować, że nie musimy ręcznie go wyłączać po zakręcie. Kąt powinien być dobrany tak, żeby wyłączał po zakręcie, ale nie wyłączał w trakcie zakrętu (przy drobnych korektach toru jazdy w zakręcie). Przy zmianie pasa na drogach wielopasmowych, kąt skrętu kierownicy jest zazwyczaj zbyt mały, aby automat zareagował. Wobec tego, przy zmianie pasa masz trzy opcje: 1. Włączasz i wyłączasz kierunkowskaz za każdym razem ręcznie (często o tym zapominając - no bo zazwyczaj robi to automat - w związku z czym jedziesz dalej prosto na włączonym kierunkowskazie). 2. "Pykasz" w dźwignię kierunkowskazu trzy razy (jedno mignięcie to raczej za mało...). 3. "Pykasz" raz, a kierunkowskaz miga trzy razy. A dlaczego w OBK przydałby się ten patent również w mieście? Bo automat w OBK jest ustawiony na stosunkowo duży kąt skrętu (w/g ASO - nie ma regulacji) i nie "wraca" dźwigni nawet w niektórych zakrętach w mieście, kiedy idą dość łagodnym łukiem. W starych samochodach, gdzie kierunkowskazy obsługiwane były przez dość głośny stycznik, to nie był problem - trudno było go nie słyszeć. Obecnie kierunkowskazu właściwie nie słychać, chyba, że dźwięk stycznika imituje się elektronicznie i wysyła na jeden z głośników w samochodzie (jak w Renault, np.) Auto ma być dla człowieka a nie człowiek wkładką biologiczną do komputera który o wszystkim decyduje. Jest to jedna z moich ulubionych urban legends...
ZxBF. 278 119 48 348 140 55 104 189 67

były sobie trzy japońce